Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Matek z miasteczka Chrzanów. Mam przejechane 5366.06 kilometrów w tym 633.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Matek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

100-150 km

Dystans całkowity:1611.39 km (w terenie 224.00 km; 13.90%)
Czas w ruchu:82:01
Średnia prędkość:19.65 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:107.43 km i 5h 28m
Więcej statystyk
  • DST 105.97km
  • Czas 05:21
  • VAVG 19.81km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wadowice - Rajd Szlakiem Architektury Drewnianej - 13% podjazd

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · dodano: 24.08.2010 | Komentarze 0

Celem był dzisiaj rajd szlakiem architektury drewnianej w Wadowicach. Zabrałem nawet brata :)

Wyjechaliśmy po ósmej. Do Wadowic trochę szybciej, bo i czas naglił, ale zdążyliśmy. Rejestracja sprowadzała się do podpisu na liście. Około 10 wystartowaliśmy. Początkowo trochę w środku, później trzymałem się tuż za radiowozem prowadzącym peleton, który na podjazdach rozciągał się i to bardzo. Zresztą słońce też nie chciało dać za wygraną i dopiekało najbardziej tym, którzy podjeżdżali najdłużej.

Głównym celem był kościół w Nidku oraz okoliczne panoramy.
Ogólnie trasa bardzo przyjemna, super widoki i fajne podjazdy. Jeden według oznaczeń miał aż 13%, chociaż nie wyglądał na aż tyle.

Na mecie można było zdobyć wartościowe nagrody: przewodniki, kubki, koszulki, karnety na basen, 100zł do wydania w restauracji i wejściówki do parku miniatur w Inwałdzie.

Po kremówce wybraliśmy się do domu.
I kilka zdjęć:







Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 121.13km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:34
  • VAVG 18.45km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kocierz - Leskowiec - Przełęcz Pod Łysą Górą - Wadowice, masówka z BikerTrzebinia

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 19.08.2010 | Komentarze 0

Kolejna wyprawa czerwonym szlakiem po Beskidzie. Tym razem również niebieskim do Wadowic i znacznie większą grupą.

Zbieramy się z rana na ławeczkach przy Chechle. Około 8:15 pojawia się 9 osób (Keny, Annihilator, Rozwell, Pat, Spons, Matek, Jacek, wszystko mający Tomek, Wojtek, Ketsi), które chcą uczestniczyć w całej wyprawie lub jej części.
Ruszamy po kilku minutach w stronę Płazy gdzie robimy pierwszy szybki postój po wodę i inne napoje oraz jedzenie.

Następnie jedziemy zatrzymując się w Zatorze ze względu na cierpiące kolana Ketsi, ale również na małe śniadanie.

W końcu dojeżdżamy przed Kocierz, gdzie Ketsi i Wojtek wracają, a Keny organizuje czasówkę. Najciekawszym wydarzeniem był tu start Jacka, który najwyraźniej zapomniał, że to aż cztery kilometry górki i niejeden zakręt :). Wygrywa Sponsor z czasem lekko ponad 15 minut, później u góry pojawia się Keny, a kolejny jestem chyba ja z czasem niecałych 21 minut.

Czekamy na ostatnich, chwila odpoczynku i na szlak. Tam trochę mokro, ślisko oraz dużo błota.

Straty z przejazdu szlakiem: brudne rowery, chwilowo zapchana przerzutka Kenego, złamana ośka Jacka i brudni rowerzyści, Annihilator łapie dwie gumy, jedną z dobicia na zjeździe, drugą podczas przejazdu przez rzeczkę, miał pecha, bo jeździliśmy po kilka razy a jemu wystarczył jeden przejazd.
Raz udało mi się niemal wykonać przelot nad kierownicą do błota, jednak poszło bokiem i ucierpiały jedynie skarpetki i buty zanieczyszczone oraz śmierdzące błotem, bo sam już wcześniej czysty nie był.

Docieramy do schroniska, gdzie robimy przerwę na ładowanie i decyzję co z Jackiem. Decyzja to dotarcie niebieskim szlakiem do Wadowic, na pociąg, który jak się okaże jednak nie pojedzie, dlatego wysyłamy go do Katowic jakimś późno wieczornym kursem. Wakacyjne połączenia PKP z Wadowicami to żenada, może kilka pociągów na dzień.

Z Wadowic już bez przerwy do domów, przed Babicami łapie mnie lekki skurcz, dlatego zwalniam, pod Płazę również jadę wolniej, bo i sił też już mam mniej.

Na trasie było kilka ciekawych zjazdów, jeden ostrzejszy i kamienisty na czerwonym szlaku, gdzie zjechałem tylko ja z Kenym, kolejny na szlaku niebieskim tu zjechało więcej osób, nawet Jacek ze złamaną tylną ośką co nas zaskoczyło.

No i kilka zdjęć:



















A tutaj relacja Pat obecnej na trasie :)


Pozdrawiam, MMK


Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 111.92km
  • Teren 18.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 19.75km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kocierz, Leskowiec - czyli kolejna setka

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 29.06.2010 | Komentarze 1

Po ostatniej pszczyńskiej wycieczce dogadaliśmy się, że kolejna to Kocierz + Leskowiec. I tak robimy.
Ok. 9 rano w niedzielę, dnia 27 miesiąca czerwca roku 2010 wyruszamy w stronę Wygiełzowa, Babic, Podolsza, gdzie robimy krótki postój celu zaopatrzenia się w paliwo. No i tutaj rozpoczynają się kłopoty. Okazuje się, że zapomniałem portfela, więc i pieniędzy też nie mam, jedynie jakieś drobne schowane na czarną godzinę w rowerze. Łukasz też dużo nie zabrał, więc pożyczyłem tylko 10zł, ale udało mi się na nich objechać trasę mimo sporej niewydajności mojego organizmu.

Do wody wrzucam jakąś multiwitaminę w formie musującego dropsa :), zostawiam niedomknięty bidon i idę do sklepu. Niestety takie posunięcie okazuje się sporym błędem. Zapomniałem o tym i dopiero tory przed Zatorem mnie uświadomiły. Zatyczka spadła na jezdnię i niestety jakiś samochód akurat musiał po niej się przewieźć. Upiłem trochę wody i zatkałem, aby reszta się nie wylewała.

W tym samym czasie przede mną Łukaszowi wypadły pieniądze, których znalezienie chwilkę zajęło.

Kolejny przystanek w Andrychowie pod Kauflandem. Nogi zaczynam odczuwać coraz bardziej i coraz częściej nasuwa mi się myśl, że jednak nie dam rady.

Pod Kocierz podjeżdżam w równe 20 minut, na zeszłorocznej wycieczce z BikerTrzebinia, czas był lepszy o 40 sekund, jednak wtedy stawałem 2 razy, a w tym roku tylko raz i to przymusowo, ponieważ łańcuch akurat musiał zlecieć i zaklinować się między przednią zębatką, a ramą. Na szczęście sprowadzenie go na dobrą drogę trwało niewiele.

Chwilę odpoczynku i ruszamy w teren. Z początku wydaje się ciężko, ale to uczucie mija w biegiem czasu. Na szlaku wystarczająco sucho, jednak bywały również mokre momenty w formie błota i dłuugich kałuż. Droga kamienista, szczególnie podjazdy, które dawały w ten sposób w tyłek. Jeden głupi ruch i stawało się w miejscu, z którego niekoniecznie można było ruszyć dalej i niekiedy zachodziła konieczność podprowadzenia.

Prócz podjazdów było również mnóstwo fajnych i technicznych zjazdów. Cały czas jechaliśmy czerwonym szlakiem, jedynie na chwilę odbijając na jeden z punktów widokowych. Po dotarciu na Leskowiec zrobiliśmy chwilę odpoczynku, po czym udaliśmy sie na dalszą jego część do schroniska, które znajdowało się ciut dalej i niżej.

Ze schroniska udajemy się już w kierunku Andrychowa, wcześniej jadąc odcinkami szlaków, a więc drogą, którą zapamiętałem z zeszłorocznej wycieczki. Przed asfaltem czekał nas odcinek na czarnym szlaku, który był dość wymagający. Na tym zjeździe stawałem ok. 2-3 razy, aby dać odetchnąć nadgarstkom. Ludzie byli zaskoczeni i trochę przerażeni widząc kogoś zjeżdżającego na rowerze.

No cóż, to tyle, bo wróciliśmy już tą samą drogą z Andrychowa. Z powrotem brak sił dał się trochę bardziej we znaki, lecz bez większych problemów dotarłem do domu.

Pozdrawiam rowerzystów spotkanych na trasie i Ciebie 'ktosiu', który to czytasz :)

Się rozpisałem, a teraz zdjęcia:

Ofiara dnia dzisiejszego:



Podjazd... W Wapienniku mam 7%, lecz 4 razy krótszy :)


No to jazda









Ośrodek na Kocierzy






Nawet komar załapał się na sesję




Wisła, most w Podolszu


Kategoria 100-150 km, Z kimś


Podsumowanie roku 2009

Sobota, 9 stycznia 2010 · dodano: 09.01.2010 | Komentarze 0

W końcu się zmobilizowałem i opracowałem małe statystyki z roku poprzedniego.

Na blogu znalazło się 837 osób, które dokonały 1461 odwiedzin i wygenrowały 2256 odsłon. Docieraliście tutaj w 59% z witryn odsyłających (tj. innych serwisów, witryn, blogów i głównej strony bikestats), 21% to odwiedziny bezpośrednie, czyli ręczne wklepywanie adresu oraz pozostałe 20% to osoby, które znalazły się tutaj dzięki wyszukiwarkom.
Spędzaliście tutaj średnio 1min i 25sekund. Najwięcej odwiedzin pochodziło z Polski, lecz było też kilku zagranicznych gości. W Polsce dominowały wejścia z miast kolejno z takich jak: Kraków, Warszawa, Katowice, Trzebinia.
Najbardziej popularnym wpisem był wyjazd do pensojonatu w Kozubniku, na Górę Żar, Zaporę w Trensej i Kocierz. Sporo osób szukało informacji i zdjęć tego pesjonatu/ruiny w sieci, więc dlatego najpopularniejszy.

Mi w tym roku udało się pobić rekord dziennego dystansu, który teraz stanowi 255,65 km -> Tutaj wpis.
Oczywiście liczby liczbami, lecz i tak wygrywają tutaj przepiękne widoki, miejsca, góry, lasy, których aparatem nie w sposób uwiecznić. Trzeba jeździć i samemu to zobaczyć :). Mogę tu wiele pisać jednak i tak to co zobaczyłem to już moje.

W tym roku jeśli się uda to postaram się zrobić 300km w ciągu 24h, albo jeszcze więcej. Pomyślę nad wyprawą na Słowację, która miała odbyć się już w zeszłym roku, ale niestety się nie powiodła. Mam nadzieję, że uda się zrealizować bardziej odległe wyprawy niż dotychczas, a najlepiej aby byly jeszcze ciekawsze i piękniejsze.

No to kończę już, Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie.

Rozkład odwiedzin na miasta, im kropka większa tym więcej odwiedzin z danego miejsca




  • DST 115.34km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:08
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Park Ojcowski

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 09.09.2009 | Komentarze 2

Była to powtórka tej wycieczki. Tym razem wybrałem się wraz z kolegą o nicku mzielinski6. Mieliśmy już jechać wcześniej, jednak jakoś nie doszło to do skutku, a akurat 100 była mi na ręke, bo już dawno nie jeździłem to i nawet zdecydowałem się pojechać ponownie w to samo miejsce.

Omówiliśmy się na wiadukcie w Grojcu o 7:30, jednak i tak oboje się spóźniliśmy. Tz. będąc w domu otrzymuje telefon od Marka, że się chwilę spóźni, więc sam wyruszam kilka minut później. Niestety cisnę trochę mocniej myśląc, że to jednak ja się spóźnię. Jednak okazuje się, że jednak musiałem jeszcze chwilkę zaczekać. Tak, więc ruszamy ok. 8:00.

Jedziemy w stronę Krzeszowic, a następnie do Paczółtkowic. Skąd polami, lasami i mniej ruchliwymi drogami docieramy do Pieskowej Skały. Tym razem jednak nie obyło się bez mojej gumy (na 40 kilometrze), którą złapałem w lesie, a powietrze zeszło dopiero przy asfaltowej drodze przed wjazdem do Parku Ojcowskiego. Lepię to oczywiście na boku. Jest to pierwsza guma na tym rowerze i chyba 2 w tym sezonie, więc jest dobrze. Gumowy postój zabrał nam 25-30 minut, bo jednak się nie śpieszyliśmy. Myślałem dzień wcześniej aby wziąć dętkę, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu, bo już długo mi nie była potrzebna, więc i miałem nadzieję, że tym razem się nie przyda, ale jednak się przydała.

Zwiedzamy dziedziniec zamku, podjeżdżamy pod Maczugę Herkulesa, a potem jedziemy do Ojcowa. Tam pierw odwiedzamy zamek, a później kierujemy się do restauracji pod nietoperzem aby coś zjeść. Chwilę nas tam zbawiło, ale w końcu ruszamy pod Bramę Krakowską po drodze wchodząc na punkt widokowy. Pod bramą kilka fotek i ruszamy na pieszy zielony szlak, któremu zawdzięczamy wspaniały widok. Na Bramę Krakowską, ostaniec Biała Ręka oraz całą Dolinę Prądnika.

Po przemierzeniu zielonego szlaku, bo była to zarówno jazda, jak i prowadzenie oraz noszenie rowerów, bo schodki dawały w tyłek :) ruszamy w stronę bramy, a stamtąd wybrukowaną drogą wijącą się do góry do miejscowości Biały Kościół. Jedziemy główną drogą do okolic Błędowa. Nieopodal jaskini nietoperzowej zatrzymujemy się w sklepie, przed którym robimy sobie 20 minutowy biwak.

Potem już do wodospadu Szum, wcześniej jeżdżąc po wodzie z rzeki, która tym razem nie rozlała się tak obficie po drodze jak ostatnim razem gdy tam byłem.

Przed Krzeszowicami decydujemy się na jazdę w stronę Paczółtkowic terenem w lesie wzdłuż płynącej rzeki. Potem już od razu w kierunku domu. W domu jestem przed 19.

Jechało mi się dosyć opornie, jednak nie narzekam, bo było warto :) Na zimę będe chyba musiał zsiąść z roweru i pobiegać, ale pewnie i tak będzie trochę zimowych krótszych wycieczek. Tak czy inaczej jeszcze nie czas na koniec sezonu.

No to trochę fotek (31 zdjęć, łącznie mają 3 MB):



























Tak wygląda radosny biker wśród zieleni po piasty w błocie :)





Koniec początku


Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 120.68km
  • Teren 16.00km
  • Czas 06:01
  • VAVG 20.06km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kocierz, Leskowiec, wycieczka zorganizowana przez BikerTrzebinia

Sobota, 15 sierpnia 2009 · dodano: 16.08.2009 | Komentarze 4

Dzisiaj wybrałem się na grupową wycieczkę z BikerTrzebinia. Ponieważ jest święto postanowiłem pojechać na miejsce zbiórki chociaż było mi to nie po drodze i potem wracałem z powrotem tą trasą, a to
dlatego, że musiałem zakupić wodę, a z reguły sklep w Bolęcinie jest otwarty, natomiast w Płazie różnie to bywa.

Zebraliśmy się na parkinkgu w okolicach Chechła. Czekał tam już Rozwell i Annihilator, troszkę później dojechał Rudy wraz z kuzynem Sebastianem, a nastepnie Ketsi.
Czekamy jeszcze chwilę i ruszamy. W Płazie krótki postój pod sklepem, które jednak otworzyli. W międzyczasie dogania nas Jakub ze średnią ok. 28 km/h, miał wyjechać później i złapać nas na trasie,
jednak zrobił to wcześniej.

No to w drogę... Zjeżdżamy z Płazy kierując się na Zator, gdzie spotykamy niemały korek wynikły prawdopodobnie z stłuczki, bo na skrzyżowaniu było trochę szkła i innych małych elementów.
Jadąc w stronę Andrychowa Ketsi stwierdza, że jednak płaskie drogi już ją nudzą i widząc zbliżające się góry cieszy się coraz bardziej :).

Tuż za centrum Andrychowa robimy niedługi postój aby zakupić potrzebny prowiant przed podjazdem pod Kocierz, a przy okazji żeby się dociążyć.
4 km górka staje się odcinkiem specjalnym, tak więc Kuba włącza stoper i wszyscy szybciej lub wolniej wjeżdżają na szczyt. Niektórzy robią postoje, w tym również ja. Dokładnie 2 krótkie.
Kuba był oczywiście pierwszy, potem dowlokłem się ja, a następnie Anni, potem Rudy i Sebastian, aż w końcu ujrzeliśmy Ketsi i Rozwella.

A tutaj miejsca i czas:

1. Kuba (15:15)
2. Matek (19:19)
3. Annihilator (21:27)
4. Rudy (29:33)
5. Sebastian (29:34)
6. Rozwell (48:41)
7. Ketsi (48:41)

Wjazd był wymagający, dodatkowo słońce było żarem lejącym się z nieba. Jedynie momentami można było zaznać kojącego chłodu w cieniu, lecz naprawdę było tego niewiele.

Jak wiadomo nie obyło się bez nagrody, którą była możliwość wjazdu na czerwony szlak prowadzący na Leskowiec. Tak więc po chwili odpoczynku ruszamy.
Znalazło się sporo fajnych podjazdów jak i zjazdów, które często wymagały sporo siły i również techniki. Co jakiś czas robiliśmy krótkie przerwy podczas których czekaliśmy na resztę, albo niekiedy reszta czekała na nas.
Były również dłuższe na których spożywaliśmy zakupiony prowiant. Niestety wszędobylskie muchy uprzykrzały postój. Podczas jednego z końcowych zjazdów do schroniska na Leskowcu Rozwell'owi wypadły chyba dwie szprychy z nypli,
a to poskutkowało deformacją obręczy, co prawda klucz do szprych był w pogotowiu, jednak koło nadal się gibało.

Pod odpoczynku i spożyciu naprawdę drogich posiłków w schronisku ruszamy na czarny szklak w stronę Andrychowa. Podczas zjazdu przystanąłem dwa razy z powodu zmęczenia dłoni i coraz to mniejszej siły hamowania z powodu
naprawdę gorących tarczy.

Dojeżdżamy do Andrychowa, podczas postoju spostrzegam, że przez jakiś okres czasu przednie koło miałem odkręcone, a więc nie trudno było o wypadek. Dokręcam sprawdzając dwa razy i raz tylne. Pewnie stało się to pod koniec zjazdu czarnym i na dziurawej drodze.
Byłem aż zdziwiony, że nie wypadło wcześniej.

Po napełnieniu bidonów ruszamy, zjeżdżamy pod zakaz, gdzie upomina nas przejeżdżająca policja. Po ruszeniu Annihilator'a dopada pech, który każe mu wyłożyć się na prostej, asfaltowej drodze. Tłucze i obdziera kolano oraz łokieć.
Po przepłukaniu wodą jedziemy dalej zatrzymując się po kilku kilometrach, bo jednak obdarcie nie daje mu spokoju. W międzyczasie pada pomysł aby ominąć ruch na skrzyżowaniu w Babicach i odbić na Rozkochów.

Jadąc dlalej tak właśnie robimy. Proponuję ciągnąc pod Lipowiec, bo podjazd pod Płazę jest mniej stromy, jednak sporo dłuższy. Niestety nikt specjalnie nie ma ochoty ciągnąć pod Lipowiec, więc jedziemy główną drogą.
Na ostatnich metrach rozpoczyna się nieoficjalny wyścig, na przodzie ucieka Kuba, którego goni Rozwell, a ja gonię jego, bo on mi ucieka, a za mną Annihilator i kolejno Rudy, Sebastian oraz Ketsi, na którą czekamy niecierpliwie u góry.

Chwila odpoczynku i każdy odjeżdża w swoją stronę, teraz ja mam najbliżej, bo jakieś 400-500 m do domu :). Na liczniku mam lekko ponad 120 km, a więc zgodnie z obliczeniami Rozwella, który zaproponował wycieczkę.

Dzięki wszystkim i pozdrawiam.

Trochę wybranych fotek + premia w postaci dodatkowej galerii specjalnie stworzonej dla osób z wycieczki z prawie wszystkimi zdjęciami, bo tylko ja zabrałem aparat.





Z kabiony pilota








Błotko





Biker śpioch...









Grupowe już na Leskowcu


Nasz majster



Czyszczenie rany







Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 102.25km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 22.15km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

66 Tour de Pologne - Kraków, awaria pedała

Sobota, 8 sierpnia 2009 · dodano: 09.08.2009 | Komentarze 2

Mieliśmy w końcu jechać do Częstochowy i zrobić kolejne dwie setki w jeden dzień. Jednak zdecydowaliśmy się z Łukaszem na wcześniejszy wyjazd do Krakowa. Wyruszamy o 13:00, niestety po ok. 1500 m Łukaszowi zaczynają nawalać pedała. Niestety trzeba się wrócić i to naprawić. Niestety łożyska padły, a takich nie miałem, więc zamiast aktualnych aluminiowych montujemy stare plastikowe. Ruszamy ponownie, jest już godzina 14:00. Pierw na Rudno, obok zamku, później w kierunku Czarnego Stawu nieopodal jakiejś tam kopalni :). Następnie w kierunku Frywałdu, gdzie kawałek dalej 'łapiemy' szlak R4 i nim jedziemy już pod sam Kraków, tylko chwilowo zjeżdżając na pieszy niebieski. Przed Krakowem zatrzymujemy się w Kryspinowie. Po dotarciu do celu i zapoznaniu się z sytuacją, lokujemy się nieopodal mety nie ruszając się aż do przyjazdu peletonu tdp.

Wjechali... przemieszczali się wręcz z niewiarygodną prędkością. Moc peletonu była naprawdę wielka, w telewizji tego nie można zobaczyć i odczuć. To trzeba zobaczyć.

Po dekoracji zwycięzcy udajemy się na kopiec, po czym tą samą drogą do domu, wcześniej zatrzymując się w sklepie, a potem na chwilę ponownie w Kryspinowie.

No to teraz zdjęcia:

Czarny Staw






Kryspinów












Już jadą

Widać zwycięzcę


Pierwszy...


Po napoje i do wypasionych autobusów











Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 114.78km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:28
  • VAVG 17.75km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ojcowski Park Narodowy - Jurajska setka

Wtorek, 30 czerwca 2009 · dodano: 03.07.2009 | Komentarze 2

We wtorek wybraliśmy się do Ojcowskiego Parku Narodowego. Co prawda mieliśmy jechać wokół jeziora Goczałkowickiego i do Pszczyny, jednak posypał nam się trochę skład.
Poza tym dzień wcześniej lekko zalałem optykę apartatu co niestety poskutkowało iż pierwsze zdjęcia są zamglone. Jestem leniem, więc postanowiłem psiknąć płynem do czyszczenia na soczewkę,
niestety jego nadmiar przedarł się do środka zaparowując ją. Lenistwo jest okropne! Na szczęście z czasem mu przeszło... aż mi ulżyło, bo musiałbym go oddać do serwisu, a stamtąd szybko by nie wrócił.

Z domu wyjechaliśmy po 8, początkowo jechało się całkiem nieźle. DO Krzeszowic dojechaliśmy ze średnią ponad 30km/h. Nawet kręta droga w górę koło Czernej aż do Paczółkowic dała się pokonać z niewielkim wysiłkiem.
Za Paczółkowicami postanawiamy zjechać na niebieski szlak, dzięki któremu droga miała być krótsza. Niestety była to tylko kwestia kilometrów, bo chyba jednak szybciej poszłoby normalną drogą naokoło. Zarośnięta droga wśród
podobnie utrzymanych łąk oraz pola. W dodatku jedzie się okropnie, jest duszno i parnie ("Jest porno i duszno" :-)). W końcu decydujemy, że szukamy czerwonego pieszego szlaku przedzierając się przez łąki pod górę. Docieramy w końcu do drogi, którą można normalnie jechać. Jeszcze kawałek i jesteśmy w Pisekowej Skale uprzednio lądując u kogoś na
ogrodzonym ogródku, którego opuszczenie wymagało przeprawy przez zamkniętą bramę.

Odwiedzamy tylko część zewnętrzną z racji, że nie trzeba wtedy kupować biletów. Muzeum jakoś nie szczególnie nas interesuje. Potem jeszcze pod Maczuge Herkulesa i kierunek Ojców.
W drodze zatrzymujemy się przy 2 młynach, jednej kapliczce i kościele na wodzie. W Ojcowie idziemy na pizze. Zakup wody okazuje się całkowicie nieopłacalny, jednak schnąć bez niej tym bardziej. Zdzierstwo!

Po posiłku kierujemy się na zamek, a potem na Złotą Górę, nistety wyjazd nie był tego wart, bo nic tam nie ma. Zjeżdżamy i jedziemy w stronę Bramy Krakowkiej. Tam kilka fotek i raz idąc, raz jadąc docieramy do Jaskini Łokietka, akurat grupa z przedownikiem wchodziła, więc się załapaliśmy od razu po przyjeździe.
Nie musieliśmy czekać, bo wejścia są co godzinę. 30 minut zajeło nam oglądanie, potem znów na powierzchnię, zjazd pod Bramę Krakowską. Przechodząc obok kasy do Jakini Ciemnej wkraczamy na zielony szlak, którym pniemy się do góry by zobaczyć Rękawice, Bramę Krakowską, Dolinę Prądnika oraz źródło Miłości z pozycji nieco wyższej.
Droga jest wręcz okropna, rowery trzeba nosić, bo co kawałek pojawiają się drewniane schody, lecz co jakiś czas pojawia się punkt widokowy, a oczy cieszą się na widoki tak piękne :)

Podróż szlakiem kończymy po znalezieniu się na drodze asfaltowej. Wracamy pod Bramę Krakowską, skąd jedziemy wybrukowaną drogą do góry w stronę Białego Kościoła (miejscowość). Tam już drogą numer 94 zmierzamy do Bębła. Po zlokalizowaniu najbliższego sklepu zmierzamy tam i urządzamy mały przydrożny piknik.

Potem już czerwonym szlakiem rowerowym przez Dolinę Będkowską (chyba się nie pomyliłem?) aż do Kobylan po drodze zerkając na wodospad Szum, który pomimo swych niewielkich gabarytów szumi dość porządnie. Spotkaliśmy również rzekę, która wylała na drogę, więc pojawiła się jedna z rzeczy, którą lubię najbardziej. Woda płyneła drogą przez ok. 200-300 metrów.
Miejscami spokojnie zakrywała piasty, a jadąc nieostrożnie można było utknąć w mule.

Przed doarciem do dróg asfaltowych pojawiło się również mnóstwo błota, lecz mostek z rzeczką koło Kobylan pozwolił opłukać koła przejeżdżając drogą koło niego przez wodę.

Umęczeni i trochę brudni, lecz szczęśliwi wracamy do domów około godziny 19 :)


Teraz zdjęcia, a dla zainteresowanych tutaj relacja z mnóstwem fotek z poprzedniej wyprawy na jurę, ale w nico inne rejony, Rabsztyn, Smoleń, Ogrodzieniec.


Na pierwszych fotkach widać "kontuzje" aparatu o której wspomniałem na początku



















Biesiade zorganizowaliśmy sobie pod czyimś płotem, pan nie miał nic przeciwko widząc dwóch rowerzystów oblegających wejście :)







Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 102.56km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:42
  • VAVG 17.99km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pustynia Błędkowska, czyli piach, piach i piach, a końca nie widać...

Czwartek, 11 czerwca 2009 · dodano: 12.06.2009 | Komentarze 2

Wraz z Łukaszem ok. godziny 11:30 wybraliśmy się w celu odwiedzenia pustynnych piachów uprzednio kierując się na Regulice i Alwernie aby zobaczyć szkody wyrządzone przez burzę z wielkim gradem, która miała miejsce dzień wcześniej. Nie obyło się bez strat w polach, zerwanych linii, połamanych drzew czy słupów i ogrodzeń.

Jedziemy później na Grojec i przez Rudno do Krzeszowic i Miękini, a potem już na Lgotę, Olkusz i Klucze gdzie robimy dłuższy postój pod sklepem, po czym wjeżdżamy na pustynie i żółtym szlakiem podążamy do.... jak się później okazuje Błędowa. Co prawda plan był trochę inny, bo mieliśmy jeszcze odbić na inny szlak, jednak brakło nam już sił z racji iż piaski dały nam w tyłek. Rowery nieśliśmy i prowadziliśmy przez niemal 10 km. Tempo wahało się od 4-12km/h, bo chwilami powoli biegliśmy truchtem. Idąc szlakiem wydawało się, że nie ma on końca.

Umęczeni docieramy do Błędowa, gdzie robimy kilka kilometrów, potem próba przejazdu przez z pozoru płytką rzeczkę, która kończy się sesją w wodzie po kolana z rowerem.

Jadąc przez las docieramy do Lasek, gdzie robimy małą sesję przy znaku drogowym Laski, a potem już do domu przez Kolonie, Bolesław, Bukowno, Trzebinię, Piłe Kościelecką.

W Bukownie łapie nas jeszcze deszcz, więc troszkę podmokliśmy. W Trzebini znów przerwa i potem już do Płazy.

Średnia niska, bo i na pisakach nie dało się wyciągnąć więcej. Na początku było bardzo gorąco, podczas powrotu było chłodniej, wręcz zimno, no i obudził się wiatr, który sukcesywnie pogarszał komfort jazdy.

Mniej/więcej tak to przebiegało, a teraz fotki:











Końca nie widać, więc trzeba było się rozejrzeć, jednak i tak niewiele to dało...




Rzeczka z pozoru płytka, jednak trochę dalej była znacznie głębsza







A to już koło domu


Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 103.51km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:11
  • VAVG 19.97km/h
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wadowice, Inwałd, Kocierz i rowerek w pół :(

Niedziela, 3 maja 2009 · dodano: 04.05.2009 | Komentarze 4

Po nieudanej sobotniej próbie wyjazdu w dalszą trasę postanowiliśmy wybrać się w niedzielę, trochę wcześniej, bo wyjechaliśmy tuż po 11.
Nawet znalazłem ciekawą mapkę w swoich zbiorach, która przydałaby mi się jak jechałem do Bielska, bo bez niej trochę pobłądziłem.

Wyjeżdżamy z Płazy jadąc na Wygiełzów, Babice, Jankowice, Podolsze aż do Zatora, tam chwilka odpoczynku w rynku. Jak się okazuje przyjechaliśmy w samą porę, bo rozpoczęła się parada z okazji 3 maja. Po chwili ruszamy, jednak kawałek dalej postanawiamy zjechać do nowo otwartego DinoZatorLandu, który właśnie zauważyliśmy. Do środka nie wchodziliśmy, bo kolejki były niemiłosiernie długie.
Wyjeżdżając trafiliśmy na tłuczkę dwóch samochodów osobowych, dzięki temu nasz pas ruchu pozostaje niemal bez blaszanych śmierdziuchów, a na przeciwnym robią się korki. Więc można jechać całym pasem :)

Teraz już prosto do Wadowic, dojechaliśmy w godzinę. Tam odpoczynek, trochę pojeździliśmy, wskoczyłem do informacji turystycznej po jakieś darmowe mapki i przewodniki, dzięki którym nasza wycieczka nabrała nowej perspektywy. Łukasz proponuje jechać do parku miniatur w Inwałdzie, a ja upieram się na wyjazd na Kocierz i powłóczenie się czarnym szlakiem po górach. Niestety efektem będzie niemiła niespodzianka, ale przyjemność to wynagrodzi.

Zatrzymuje się jeszcze przy nas rowerzysta bodajże ze Spytkowic, który po krótkiej pogawędce proponuje jazdę na Leskowiec, jednak mamy już inne plany i podziękowaliśmy, aczkolwiek pozdrawiamy go :)

Ruszamy na Inwałd. Niestety tam też spore kolejki, w dodatku sporo pozycji do odwiedzenia, a więc dużo łażenia, dlatego mój plan wyjazdu na Kocierz urzeczywistnia się.

Przed podjazdem krótki postój w Andrychowie, potem do sklepu po wodę i jazda. Pod górę strasznie się wleczemy, 12-8km/h a na mniej stromych odcinkach do 15-20km/h.

U góry kilka fotek, odpoczynek, zjadam 2 bułki, które ze sobą tyle taszczyłem. I ruszamy w poszukiwaniu czarnego szlaku, który okazuje się nieoznaczony. Jednak nie zniechęcamy się tym i postanawiamy powłóczyć się zdając się na na samych siebie i na swoją orientację w terenie. Zjeżdżało się świetnie, tylko trochę zbyt dużo kamieni pojawiało się na drodze.

Jednak do pewnego czasu, bo w pewnym momencie na mniejszym podjeździe, niespodziewanie rower złożył mi się w pół :(
Myślę "po ramie, koniec wycieczki", jednak zsiadłem i okazało się, że poszła śruba amortyzatora, która jakimś cudem wyleciała z gwintu i cały badziew się rozsypał na części.

Opcje były dwie, wracać na górę i dzwonić po samochód do domu, albo dłubać z tym w lesie z kilkoma kluczami :). Oczywiście jak zwykle nad wyraz uradowany podejmuję się drugiej możliwości. Po ok. 10-15 minutach udaje mi się cudem złożyć dziada. Wmontowałem go, potem test wytrzymałościowy, po którym z obawą stwierdzam, że można jechać dalej. Dalej już zjeżdżam niepewnie. Ale potem się z nim oswoiłem i obawy minęły.

Po przejechaniu jakiejś asfaltowej drogi, znów wjeżdżamy pod jakąś ostrą górę, ale tym razem terenową ścieżką/drogą, więc 3/5 drogi prowadzimy.
Jedziemy na oko, ale pod koniec drogi pytamy się spotkanego pana czy dobrze jedziemy.

Teraz już świetny zjazd terenem, który ma ok. 4-5km. Jeszcze nigdy tak się nie nazjeżdżałem. Po drodze Łukasz miał praktyki z akrobatyki, bo przeleciał znienacka przez kierownicę. Poskutkowało to obdartymi plecami, brudną koszulką i lekko zadraśniętym kolanem. Niestety ja zatrzymałem się wcześniej i robiłem zdjęcia, więc całej akcji nie widziałem. Rowery oczywiście całe zakurzone.

Potem już głównymi z obrzeży Andrychowa w kierunku na centrum i na Zator.
Średnia jak najbardziej autentyczna, bo liczników nie ściągaliśmy. Podnieśliśmy ją trochę w drodze do domu.

Dojeżdżając do mostu na Wisłą czeka nas najlepsze!
8, a może nawet 10 kilometrowy korek prowadzący aż do skrzyżowania w Babicach. Takiego jeszcze nie widziałem. Tak więc raz z prawej raz z lewej aż do Babic. Ludzie z nudów czytali mapy, siedzieli zasłonięci przed rażącym słońcem, a przede wszystkim zapewne zazdrościli nam rowerzystą.

Do domu przez Lipowiec, załapałem się na kiełbaski, które już mi upiekli :)
Ogólnie było super, szczególnie na odcinku w górach. Jak przyjdzie nowy rower to wybiorę się jeszcze raz tymi samymi ścieżkami.

Ok, ok... Już daję fotki:


Busik w DinoZatorLandzie, coś na wzór tych samochodów z "Parku Jurajskiego".
PS. Przy parku miniatur też budują jakąś osadę dinozaurów...


Owa tłuczka




Wadowice


Postój w Andrychowie
















Zdjęcie niewyraźne, ale zjazd wyglądał extra





W oddali Łukasz


Tylko się za nami kurzyło...




Mały postój w sporo przed Zatorem.


Wisła popołudniem.



Ta fotka zrobiona gdzieś po drodze, nie pamiętam już nawet gdzie.



Panorama...


Pozdrawiam, Matek


Kategoria 100-150 km, Z kimś