Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Matek z miasteczka Chrzanów. Mam przejechane 5366.06 kilometrów w tym 633.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Matek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

100-150 km

Dystans całkowity:1611.39 km (w terenie 224.00 km; 13.90%)
Czas w ruchu:82:01
Średnia prędkość:19.65 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:107.43 km i 5h 28m
Więcej statystyk
  • DST 127.38km
  • Teren 5.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 20.94km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tychy, a potem odwiedzić Żubry

Niedziela, 19 kwietnia 2009 · dodano: 20.04.2009 | Komentarze 5

Wycieczka do Tych, na kolejne rozpoczęcie sezonu :) Do Chrzanowa jechałem ze średnią ok. 34km/h. Umówieni pod starym, zdewastowanym szpitalem ruszamy we dwójkę ze znajomym w stronę Libiąża, potem na Chełmek - Chełmek Śląski - Bieruń - Tychy (Paprocany). Tam już spora grupa rowerzystów czeka na odjazd. Spotykamy również pana słynnego z jego własnej roboty poziomego roweru. Rower jak rower, jednak część ramy jest drewniana ("-Korniki panu jej nie zjedzą?").
Spod hotelu Piramida ruszamy w stronę miejscowości Kobiór.
Było kilka konkurencji, podsumowanie i potem do domu. Jednak wcześniej wybraliśmy się zerknąć na żubry, co prawda było ich tylko kilka, jednak chyba pierwszy raz widziałem je żywo, bo do tej pory były mi znane z reklamy pewnego piwa :)
Potem do domu. Załapałem się na ok. 2km na tunel za jednym z kolarzy, aczkolwiek załatwił mnie na dziurach, bo jadąc za nim ich nie widziałem. Pech chciał, że jeszcze kawałek i pojawiła się równa droga, ale wtedy już nie miałem go szans dogonić. Powrót był oczywiście trochę innymi drogami, jednak przejechawszy przez te wszystkie wsie i miasteczka, którymi jechaliśmy aby ominąć drogi główne do domu wracaliśmy także przez Chełmek - Libiąż - Chrzanów.

W Libiążu na 107 kilometrze złapałem gumę przez szkło, które wbiło mi się w oponę. Pierwsza w tym roku i pierwsza na tych oponach.
Czas powrotu troszkę się wydłużył i trochę zmarzłem zanim postanowiłem ubrać bluzkę. Po sklejeniu aż 2 dziur, które były obok siebie na Chrzanów trochę szybszym tempem na rozgrzanie. Momentami jechałem nawet z prędkościami dochodzącymi do 45-50km/h bez żadnych tuneli, na prostej drodze :D.

Za Chrzanowem jak zwykle na dobitke czekał mnie podjazd w wapienniku i do domu :D

Słońce chowające się w trawie... Miało być na końcu, ale dam je tutaj :)


Wyjazd z Chrzanowa - wiadukt, który jeszcze budują


Dom, w którym rzekomo straszy


Zmotoryzowani, nie zdążyłem ująć całego peletonu, ale było ich sporo. Chyba jakiś zlot. Jechali kilkoma grupami.


Rynek w Bieruniu


Bo przecież warto wozić odblaski by być bezpiecznym na drodze :)


Żubr - no to po jednym?


Następnym razem pójdę sobie stamtąd zjechać.

Na koniec strasznie szeroka panorama


Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 123.06km
  • Teren 45.00km
  • Czas 06:14
  • VAVG 19.74km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rabsztyn, Smoleń i Ogrodzieniec, czyli jurajska jazda

Wtorek, 14 kwietnia 2009 · dodano: 15.04.2009 | Komentarze 2

Wraz z Łukaszem wyjechaliśmy ok. 9:00. Pierw kierując się na Trzebinię, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój pod żabką po wodę i snickersa. Potem przez Lgotę i Olkusz do Rabsztyna, sporo podjazdów, w dodatku cały czas wiało :|.
Zamek obeszliśmy naokoło z rowerami co w niektórych miejscach przemieniło się we wspinaczkę z rowerem na plecach :). Ponieważ zamek był zamknięty odszukaliśmy idealne miejsce na wejście do środka od tyłu. Trochę krzaków na zostawienie rowerów i dość niski murek, więc skorzystaliśmy. Kilka fotek, filmik, zerknięcie na mapę i jedziemy dalej. Po kilku kilometrach wjechaliśmy na czerwony pieszy szlak, którym jechaliśmy już niemal do Smolenia,. Lasem było całkiem przyjemnie, co jakiś czas trochę skałek i wielkich skał. Gdzieniegdzie tylko miniaturki wystające z ziemi :)

W Bydlinie zatrzymujemy się przy jakiejś sypiącej się ruinie warowni lub czegoś takiego, aczkolwiek oprócz fajnej tablicy tego punktu nie polecam.

Zatrzymując się jeszcze kilka razy przy jurajskich skałkach i ładnych widokach oraz jednej malutkiej 'grocie' dojechaliśmy w końcu do Smolenia. Trochę później niż planowaliśmy, ale jakoś nam to nie przeszkadza.
Ruina zamku całkiem, całkiem, chociaż też nikt o nią chyba specjalnie nie dba. Zostawiliśmy rowery i na podbój. Wyjście w okolicę wieży jest dość strome, pierw sobie odpuszczamy, ale pod koniec decyduję się wejść co następnie czyni Łukasz.
Widok dość ciekawy, jednak to jeszcze nie to co w Ogrodzieńcu :)

Zostawiamy zamek za sobą i czerwonym rowerowym ruszamy na Ogrodzieniec. Z początku super asfaltowa droga lasem, potem już przez jakiejś wioski, gdzie zatrzymujemy się w sklepie pod którym spotykamy Krzysztofa, który proponuje nam lipcową wspinaczkę po okolicznych skałkach i wejście do jaskiń.
Zasileni ruszamy w dalszą drogę znów zatrzymując się kawałek dalej w sklepie szukając dużych pitnych jogurtów. Niestety nigdzie nie można było ich znaleźć co udało nam się dopiero w Ogrodzieńcu.

Docieramy już dość umęczeni do głównego obiektu podróży, czyli Ogrodzieńca. Tam zatrzymujemy się dłużej. Trochę fotek, kilka filmów i krótki odpoczynek.
Zamek wspaniały i polecam się wybrać w tamte strony.

Do domu wracamy już główną drogą kierując się na Klucze, Olkusz, Lgotę, Trzebinię i przez Piłe Kościelecką do Płazy.

Wycieczka kosztowała niecałe 15 zł w tym już bilet na zamek, trochę czasu, chęci i siły. Naprawdę warto odwiedzić te miejsca, szczególnie tymi leśnymi szlakami, które co prawda dały nam w tyłki, bo do domu wracaliśmy nadzwyczaj zmęczeni.

Teraz trochę fotek. Jest ich 35, ale dzisiaj w mniejszych rozmiarach. W sumie zrobiłem ich prawie 400 w tym kilka filmików :)
Fotki troszkę nie po kolei :(
Rabsztyn


Po wyjściu wieża wydaje się bardzo niewielka, ale wejście powiedziałbym trochę trudne


Widok ze zamku w Smoleniu






























Ja bym tam zamarł ze strachu :)










Rabsztyn - Nie widać tutaj jak jest stromo, ale kawałek dalej wdrapywaliśmy się niosąc rowery na boku, a drugą ręką się podpierając. Mały błąd i można było się sturlać z rowerkiem :)






Warty uwagi przejazd kolejowy, ze względu na liczbę tych zamykających płotków :)




Widok na Olkusz od strony Lgoty










Smoleń


Smoleń


Rabsztyn z daleka


Kategoria 100-150 km


  • DST 73.31km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:26
  • VAVG 21.35km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opuszczona cementowania i sosina

Piątek, 10 kwietnia 2009 · dodano: 11.04.2009 | Komentarze 3

Wraz z Łukaszem wyruszyliśmy kilka minut po 13. Jeszcze przed wyjazdem złamał mi się błotnik, który trochę wcześniej wypolerowałem :(

Trasa to mniej/więcej
Płaza-Bolęcin-Piła Kościelecka- koło Chechła na Trzebinię - Myślachowice - elektrownia w Sierszy - Bukowno - zalew Sosina - Ciężkowice - Balin - Chrzanów - Pogorzyce - Płaza

Wiatr niemal cały czas wiał w twarz, na początku był dość silny i skutecznie utrudniał jazdę, ale potem był już znośny. W okolicach Sierszy już było na co popatrzeć. Jazda tuż obok potężnych kominów (?), a następnie bardzo fajną drogą wśród drzew w stronę Bukowna była naprawdę przyjemna. Potem już naokoło sporo piachów, więcej fotek tych okolic można zobaczyć u Piotrka. Odbiliśmy w prawo, potem w lewo i strasznie długą prostą ciągnącą się kilka kilometrów, a która wydawała się, że się jednak nie skończy w stronę Sosiny. Tam chwilka przerwy na posłuchanie kłócących się o teren łowny panów.
Teraz już do cementowni. Nie znając drogi pierw przeprawiliśmy się przez tory, potem różnymi ścieżkami i przeprawiając się przez krzaki do magicznej cementowni.

Obiekt robi naprawdę niezłe wrażenie i warto go odwiedzić. Jest trochę niebezpiecznie, ponieważ występują liczne zapadliska, które prowadzą do jakichś piwnic czy czegoś w tym stylu.
Powrót dalszą częścią trasy, co prawda mieliśmy jechać jeszcze przez groble, ale ze względu na zmęczenie wiatrem zrezygnowaliśmy.

A teraz fotki, których znów jest sporo, jednak aparat miałem pod siedzeniem, bo byłem z zwykłej koszulce, więc podczas jazdy nie robiłem zdjęć :(

PS. Nie wie ktoś czy pomimo święta w niedzielę zamek w Ogrodzieńcu będzie czynny?



























Sztorm... :)





























































Ptaszek









Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 104.24km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:01
  • VAVG 20.78km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Katowice - lotnisko Muchowiec

Sobota, 4 kwietnia 2009 · dodano: 05.04.2009 | Komentarze 6

Wraz z rowerzystą z Piły Kościeleckiej umówieni w Chrzanowie wyruszyliśmy ok. 7:40, czyli 10 minut później, bo niestety się spóźniłem. Na początku szło troszkę opornie. Pierwszy przystanek już w biedronce przy rozkopanym rondzie w Chrzanowie. Musiałem kupić wodę.

Pierw jechaliśmy tradycyjną trasą omijając przejazd przez środek Jaworzna, ze względu na spory ruch. Do Mysłowic się trochę wlekliśmy, jednak zdecydowałem się narzucić trochę większe tempo. Niestety przedobrzyłem i w Sosnowcu czekałem chwilę na swojego towarzysza. Po drodze zatrzymałbym się na karoserii samochodu, którego kierowca wymusił na mnie pierwszeństwo i myślał, że zdąży przede mną. Na szczęście zdążyłem wyhamować lekko skręcając w bok. Potem już jechałem trochę ostrożniej trochę obawiając się wyjeżdżających samochodów.

Dojeżdżając do Katowic pojechaliśmy niestety główną drogą, pomimo iż mogliśmy odbić na te o trochę mniejszym ruchu. Mnóstwo samochodów mijających nas to z prawej, to z lewej to prawdziwy szok dla rowerzysty. Tylko gdy pojawił się chodnik i ścieżka dla rowerów wjechaliśmy na nią.

Potem tylko na miejsce startu, czyli pod Teatr Śląski.
Wraz z resztą udaliśmy się do kościoła ewangelickiego, który zrobił na mnie dość dobre wrażenie. Jednak o dziwo ta grupa religijna jest nieliczna.

Następnie przez drogi i dróżki do doliny trzech stawów, a potem na lotnisko muchowiec.

Powrót do domu przez Nikiszowiec, bardzo ładne osiedle, niestety nie udało mi się tego tak pięknie oddać na zdjęciach. W Mysłowicach zatrzymując się w sklepie rowerowym spotkaliśmy bardzo fajny co najmniej wielki rower. Mam 1,8 m wzrostu i głowę miałem w okolicach siodełka :). Niezły kontrast w porównaniu z moim.

Dzisiaj sporo fotek, zapraszam do oglądania...



















Kościół ewangelicki


















Młody biker


A tutaj mała naklejka wraz z plakietką




































No i wzleciał




Może kiedyś takim polatam






A tutaj Nikiszowiec












Źle dobrana ostrość :(




Mój rumak kontra stojący gigant


A tutaj już Wapiennik w Płazie i ostatni duży, dobijający podjazd. Chociaż o dziwo jego pokonanie poszło mi o wiele lepiej niż zazwyczaj :)



Pozdrawiam wszystkich mijanych na trasie, a było ich dosyć sporo :)


Kategoria 100-150 km, Z kimś


  • DST 50.85km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 21.04km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Paryż

Sobota, 28 marca 2009 · dodano: 28.03.2009 | Komentarze 1

Co prawda miałem się dzisiaj nigdzie nie wybierać, ale jednak zdecydowałem, że pojadę. Wyjechałem ok. 10:20. Pojechałem do puszczy, aczkolwiek nie wjeżdżałem w jej serce, a objechałem koło kopuł RMFu (jaj kosmitów) (podobno teraz jest tam jakieś studio filmowe). Mijając zamek kierowałem się na Tenczynek, później do Krzeszowic, jechało się bardzo dobrze, ale silny ból w lewym kolanie trochę przeszkadzał, chyba to po wczorajszym bieganiu. Do samych Krzeszowic średnia wyniosła bodajże 25km/h. Niestety po przecięciu drogi na Kraków i wjechaniu na zielony szlak rozpoczęło się włóczenie. Ze względu na wiele dziur wypełnionych błotem i wodą przystąpiłem do slalomu przy prędkości 9km/h dochodzącej w porywach do 15km/h. Latem przy suchej nawierzchni ciężko się jedzie 20km/h. Minąłem osiedle zielone wzgórze, które dopiero budują i pojechałem do góry. Grząska droga skutecznie uniemożliwiała szybszą jazdę, w dodatku co chwilę patrzyłem na koła, bo wydawało mi się momentami, że już nie ma w nich powietrza. U góry kilka fotek, miałem wjeżdżać na bardzo fajny punkcik, ale było strasznie dużo rozjeżdżonej gliny i błota, więc odpuściłem. Kamieniołom też odpuściłem i pojechałem w stronę Nowej Góry - Ostrężnicy, gdzie miałem skręcić lewo, jednak jechało się całkiem całkiem, a na mapę mi się nie chciało zerknąć, więc wylądowałem w Lgocie. Pojechałem więc świetną drogą w kierunku Trzebini (jest równiutka :) w dodatku do samej Trzebini jest niemal z górki, chyba tylko oprócz jednego podjazdu w Myślachowicach). Ale oczywiście tylko kawałek się nią przewiozłem, ponieważ troszkę dalej odbiłem na Paryż. U góry kilka fotek i potem zjazd. Można się tam nieźle rozpędzić, ale i tak wolę górkę w Rudnie gdzie w zeszłym roku rozpędziłem się do 74km/h. W Paryżu pędziłem o wiele wolniej 50-60km/h, bałem się o stan dróg po zimie. Do samej Woli Filipowskiej już niemal tylko z górki, potem w Puszczę Dulowską i do domu.

PS. Dzisiaj fotki nie są zbyt ciekawe... :|

Kopuły RMF


Zamek w Rudnie










Już u góry... Z tego miejsca przy dobrej pogodzie widać śnieg w górach. Niekiedy nawet latem :D




Tutaj już Paryż












Poniżej niektóre fotki zrobione przez szkło moich żółtych okularów, w nich świat wygląda inaczej, a wiosna bardziej zielono :D




Mokra puszcza



















Kategoria 100-150 km, Samotnie


  • DST 134.41km
  • Czas 07:08
  • VAVG 18.84km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podwyżka o 100% :| Topienie marzanny w Gliwicach

Niedziela, 22 marca 2009 · dodano: 24.03.2009 | Komentarze 4

Wstałem o 5, ubrałem się, zjadłem śniadanie, zabrałem potrzebne rzeczy.
Ruszyłem w drogę, jeszcze było widać piękny wschód słońca. Kieruję się na Piłę Kościelecką przez Bolęcin, ponieważ stamtąd ze znajomym jedziemy do Trzebini na pociąg.
Pierwsza niemiła niespodzianka to to, że przewóz rowerów podrożał o 100% względem zeszłorocznej ceny, która wynosiła 4.50zł, a teraz już 9zł :( Widocznie kolej chce się pozbyć jednośladów z pociągu. Za taką podwyżkę powinien być chociaż jeden wagon przeznaczony specjalnie na rowery, bo aktualnie warunki przewozu nie są najlepsze.

Po dotarciu do Gliwic mieliśmy jeszcze 2 godziny wolnego czasu. Lokal w którym można by było się zagrzać był czynny dopiero od 9, więc było trochę czasu aby pojeździć po okolicy.

Przed 10 na miejscu zbiórki pojawiali się pierwsi rowerzyści. Po 10 podzieleni na 2 grupy wyruszyliśmy w krótką, 15 kilometrową trasę, po drodze zwiedzając zabytkowy drewniano-murowany kościół z ok. XIV wieku. Na mecie czekała gorąca herbata i konkurs na najlepszą marzannę, które potem zostały podpalone i wrzucone do rzeki nieopodal.

Do domu pojechaliśmy najpierw z rowerzystami z Katowic, a potem jak zwykle jadąc przez Mysłowice - Jaworzno - Chrzanów.
Po drodze, będąc w Jaworznie mijaliśmy wypadek, z jakichś powodów samochód stojący na parkingu się zapalił. Niestety brakło kilku minut aby zobaczyć akcję ratowniczą i płomienie, mam tylko fotkę już po wszystkim.

Pojechałem jeszcze na Piłę Kościelecką po drodze wstępując do babci. Chwila odpoczynku, ciepła herbata i dalej na Płazę przez Bolęcin, w którym dopadł mnie padający śnieg i towarzyszył już do samego domu.

Zachód słońca jeszcze z dnia poprzedzającego wycieczkę.




Muszę coś wymyślić z zamieszczaniem pionowych zdjęć


Rynek




Konkurs na marzanne


Jedna już płynie... Ileż fotoreporterów czających się w krzakach :)




Teoretycznie ostatni widok na zimę...


Jakiś przydrożny kościół uchwycony podczas powrotu


Zamek (nazwy miejscowości nie pamiętam)


Przebiśnieg


tutaj kolejne :)


te same, ale z większą czułością


Straż, z lampą widać tylko odblaski xD


Tutaj już lepiej ;)


No i bazgrol wywołany ruchem ręki :D


Kategoria 100-150 km, Z kimś