Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Matek z miasteczka Chrzanów. Mam przejechane 5366.06 kilometrów w tym 633.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Matek.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

150-200 km

Dystans całkowity:682.64 km (w terenie 24.00 km; 3.52%)
Czas w ruchu:30:48
Średnia prędkość:22.16 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:170.66 km i 7h 42m
Więcej statystyk
  • DST 177.95km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:58
  • VAVG 22.34km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zawoja - Babia Góra (Diablak) - Zakazane Góry

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 15.07.2010 | Komentarze 4

Dzisiaj padło na Diablak, czyli Babią Górę, szlak wiódł również przez Sokolicę.

Pojechałem tam z Łukaszem. Plan był piękny, lecz niestety nie wypalił do końca, ale o tym za chwilę.

Wyjechaliśmy o 6:00 kierując się na Zator - Wadowice - Suchą Beskidzką i przez Stryszawę do Zawoi. Liczyliśmy, że wjeżdżając na Przełęcz Krowiarki na licznikach wybije nam coś ok. 70 km, można powiedzieć, że tak było, ponieważ mieliśmy ich blisko 90 :)

Trasa typowo górzysta, pod przełęcz był podjazd mający dobre 10 kilometrów długości, a może nawet kilometr więcej, poprzedzał go również troche krótszy podjazd i kawałek 'prostej' chociaż prowadziła lekko pod górkę, ale trudno to zaliczyć do podjazdu.

Na ostatnich kilometrach pod przełęcz niemal padałem. Żar z nieba, stromość, pierońskie przeszkadzające muchy.

U góry odpoczynek i kupiliśmy bilety. Teraz rozmyślania nad kwestią tego czy rower zabierać czy też nie. Pan z budki trochę postraszył, ja nadal upierałem się przy tym aby brać rower przekonując jednocześnie Łukasza. W końcu zdecydował się i prawie ruszamy, jednak znów gość z budki wyskakuje i tym razem Łukasz kompletnie rezygnuje, dlatego ja również muszę. Przypinamy jednoślady i śmigamy na butach, przez kilkadziesiąt metrów przygaduje o złym wyborze :)

Trasa piesza w jedną stronę wyliczona jest na ok. 2h 30 min, nam udało się oblecieć w dwie strony w ok. 3 godziny.

Góry wspaniałe, panoramy również i dziewczyny spotkane na szlaku też piękne :) Chyba rezygnuje z roweru na rzecz turystyki pieszej w górach :D.

Schodzimy, chwila odpoczynku i powrót tą samą trasą, piękny oraz długi zjazd. Zatrzymujmy się w jakiejś karczmie na godzinę bez 20 minut po czym ruszamy dalej. Droga powrotna mija o wiele szybciej i lepiej pomimo zmęczenia.

W domu jestem z tego co pamiętam około godziny 21, może wcześniej. Prawdopodobnie między 20-21.

Pierwotnie trasa miała biec z Babiej Góry żółtym na stronę Słowacką, po czym tam kilka kilometrów, prawdopodobnie podjechać pod jezioro Oravskie czy jakoś tak się to zwało :) Potem na Korbielów - Żywiec - Kęty - Oświęcim i dalej to pestka.
Pan z budki zniweczył nam plany. Proponował alternatywny szlak, który niestety biegł niemal całkiem nie po drodze.

Napomnę jeszcze, że Diablak to nie taka straszna góra dla rowerzystów. Z opinii znalezionych w sieci wynikało o wiele gorzej, ale aż tak źle nie jest. Może na kilku odcinkach jest bardzo ciężko z rowerem, jednak głównie jest to początek i kawałek gdzie trzeba przenieść rower przez głazy. Ja jednak wyobrażałem sobie to dużo ciężej i gorzej. Jednak nie mówię, że ciężko nie było :)


Ale się rozpisałem, teraz trochę zdjęć:

Budowana zapora, której budowa wydaje się nie mieć końca, Co ciekawe trochę ją zalało, prawdopodobnie od powodzi majowo czerwcowych:







Tu rower nie dałby rady...


Jeszcze przed chwilą byliśmy na tym punkcie widokowym leżącym niżej


... ale tutaj można już spokojnie jechać


Możecie wierzyć lub nie, ale nawet śnieżną Antarktydę było widać w oddali :)




Tutaj mały hardcore. Czy one muszę wszędzie w ciemnych rzeczach śmigać? Mi było nadzwyczaj gorąco w koszulce rowerowej...



Trochę przyrody



I droga do domu


Pozdrawiam rowerzystów spotkanych na trasie :)


Kategoria Z kimś, 150-200 km


  • DST 165.30km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:58
  • VAVG 23.73km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pszczyna, wokół jeziora goczałkowickiego oraz 3 kilometrowa zapora

Środa, 23 czerwca 2010 · dodano: 25.06.2010 | Komentarze 2

W końcu pierwsza, upragniona setka w tym roku. Co prawda pierwotnie miało być lekko ponad 100km, ok. 110-130. Jednak ostatecznie wyszło aż 165km. Średnia jak dla mnie dość dobra, tym bardziej, że nie wyłączałem licznika podczas powolnej jazdy po parku i wiatr też przeszkadzał od czasu do czasu, ale to tylko głównie na prostych.

Tradycyjnie już, wybrałem się z Łukaszem.
Wyjechaliśmy o 9:30 zmierzając przez Chrzanów i Libiąż do Oświęcimia, tutaj poszedłem do punktu informacji turystycznej po mapki i przewodniki, jednak nic konkretnego na dzisiaj nie dostałem, a z niektórych musiałem zrezygnować. Zresztą rzadko mają coś nowego.

Stamtąd udajemy się prosto do Pszczyny. Chwila odpoczynku na rynku, później do parku przy zamku porobić trochę zdjęć i pooglądać. Następnie pizza, a także uzgodnienie dalszej części podróży i przed wyjazdem ponownie do parku.

Byliśmy również przy żubrach, ale do środka nie wchodziliśmy.

Jedziemy więc uzgodnioną trasą naokoło jeziora goczałkowickiego. Trasa jedynie w połowie widokowa.
Ciekawą miejscowością przez którą jechaliśmy jest Chybia, gdzie większość ludzi porusza się na rowerach i pod prawie każdym sklepem stoi jeden albo więcej stojaków na rowery, których wokół było pełno. Taka polska Holandia.

Trochę błądziliśmy przed zaporą, ale w końcu trafiamy dzięki pani, która sprawiała wrażenie, że sama nie do końca wie gdzie się znajduje :)

Na zaporze przysiadamy na ok. 20 minut, po czym kilka zdjęć i wracamy prawie na czuja do Pszczyny i stamtąd do domu, jednak z powrotem w Libiążu odbijamy na Żarki, potem przez Wygiełzów i niestety na dobitkę ciągniemy pod Płazę.

Na odcinku Żarki-Wygiełzów położyli nową nawierzchnię, więc prócz sporego natężenia ruchu jedzie się całkiem nieźle.

Gdy jechaliśmy do Pszczyny przed Oświęcimiem spotkaliśmy spory korek, który miał ok. 5-8 kilometrów.
Po drodze również mijaliśmy kilka miejscowości o ciekawych nazwach: Miedźna, Góra, Mnich i coś tam jeszcze było :)

A na koniec krótko o samej zaporze:
Budowana przez 5 lat, w latach 1950-1955,
W budowie uczestniczyło ponad 1200 osób pracujących w systemie 3-zmianowym,
powierzchnia: 35 km^2,
Pojemność całkowita: 165,6 hm3,
Długość zapory w koronie: 3 km,
Max wysokość piętrzenia: 14 m

No i kilkanaście, bo 24 sztuki zdjęć:


























Pozdrawiam :)


Kategoria 150-200 km, Z kimś


Podsumowanie roku 2009

Sobota, 9 stycznia 2010 · dodano: 09.01.2010 | Komentarze 0

W końcu się zmobilizowałem i opracowałem małe statystyki z roku poprzedniego.

Na blogu znalazło się 837 osób, które dokonały 1461 odwiedzin i wygenrowały 2256 odsłon. Docieraliście tutaj w 59% z witryn odsyłających (tj. innych serwisów, witryn, blogów i głównej strony bikestats), 21% to odwiedziny bezpośrednie, czyli ręczne wklepywanie adresu oraz pozostałe 20% to osoby, które znalazły się tutaj dzięki wyszukiwarkom.
Spędzaliście tutaj średnio 1min i 25sekund. Najwięcej odwiedzin pochodziło z Polski, lecz było też kilku zagranicznych gości. W Polsce dominowały wejścia z miast kolejno z takich jak: Kraków, Warszawa, Katowice, Trzebinia.
Najbardziej popularnym wpisem był wyjazd do pensojonatu w Kozubniku, na Górę Żar, Zaporę w Trensej i Kocierz. Sporo osób szukało informacji i zdjęć tego pesjonatu/ruiny w sieci, więc dlatego najpopularniejszy.

Mi w tym roku udało się pobić rekord dziennego dystansu, który teraz stanowi 255,65 km -> Tutaj wpis.
Oczywiście liczby liczbami, lecz i tak wygrywają tutaj przepiękne widoki, miejsca, góry, lasy, których aparatem nie w sposób uwiecznić. Trzeba jeździć i samemu to zobaczyć :). Mogę tu wiele pisać jednak i tak to co zobaczyłem to już moje.

W tym roku jeśli się uda to postaram się zrobić 300km w ciągu 24h, albo jeszcze więcej. Pomyślę nad wyprawą na Słowację, która miała odbyć się już w zeszłym roku, ale niestety się nie powiodła. Mam nadzieję, że uda się zrealizować bardziej odległe wyprawy niż dotychczas, a najlepiej aby byly jeszcze ciekawsze i piękniejsze.

No to kończę już, Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie.

Rozkład odwiedzin na miasta, im kropka większa tym więcej odwiedzin z danego miejsca




  • DST 150.97km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:54
  • VAVG 21.88km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Opuszczony pensjonat w Kozubniku, Góra Żar, Zapora w Tresnej, Kocierz

Czwartek, 30 lipca 2009 · dodano: 31.07.2009 | Komentarze 8

No wkońcu coś dłużeszego i ciekawego. Dzisiaj jako główny cel wybieramy stare opuszczone miasteczko wczasowe w Kozubniku jak i Górę Żar.

Ruszamy ok. 7:00, jedziemy przez Chrzanów (jako jedni z pierwszych przejeżdżamy przez nowowybudowany wiadukt w Kroczymiechu, który jest jeszcze zamknięty, ale to akurat nie problem :-)), Libiąż i Oświęcim.
W Oświęcimiu zatrzymujemy się w punkcie informacji turystycznej pytając o jakies bezpłatne mapki, przewodniki. Dostajemy po jednej mapce i jakichś ulotkach, był też fajny 'atlas', ale nie miałem go gdzie wziąć ze względu na spory rozmiar.
Teraz już do Kęt zatrzymując się w przydrożnym sklepie. W rynku robimy sobie odpoczynek, a następnie jedziemy do Kozubnika.

"Kurort wypoczynkowy potocznie zwany "Kozubnikiem" sięga swoją historią bodajże nawet lat 50-tych. Wybudowany na potrzeby rządu i spółek pracowniczych, niedostępny dla zwykłych szarych zjadaczy chleba, był miejscem wypoczynku zasłużonych partyjnych organizacji. Wypoczywali tam również jugosłowianie, którzy zajmowali się budową "Kozubnika". Główny hotel a zarazem najwyższy budynek był dostępny jedynie dla wybranych. Mniej zasłużonych oraz delegowanych z mniej ważnych placówek pracowniczych, lokowano w budynkach bardziej campingowych.

Wraz ze zmianą ustroju zmienił się sposób zarządzania hotelami, co niestety doprowadziło do zaniedbania budynków i upadku kompleksu. Po pewnym czasie za późno było już na renowacje, ponieważ byli i tacy, którzy zechcieli "wzbogacić się" na świetnie i bogato jak na tamte czasy wyposażonym kompleksie...

W taki oto sposób miejsce które dla wielu było ucieczką od codzienności, relaksem w najlepszych warunkach oraz wspomnieniem mile spędzonych chwil, przekształciło się w ruderę, szkielet wspaniałości i rozmachu, z którymi kiedyś zostało wzniesione. Wiele osób będących niegdyś gośćmi kurortu nie wie nawet o jego tragicznym losie, a Ci co po wielu latach mają okazję wrócić znów na miejsce dziecinnych wspomnień, nie ukrywają wzruszenia oraz smutku. "

Ruiny robiły wrażenie, puste budynki, powybijane szyby, rozwalone drzwi, znalazłem nawet starą drewnianą tackę, która z pewnością służyła w restaracji. To wszystko stwarzało odpowiedni klimat. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce.
Tutaj krótka historia i kilka informacji o obiekcie


Teraz kierujemy się na Zaporę w Tresnej po drodze zatrzymując się w sklepie. Na zaporze kilka zdjęć i wracamy na Górę Żar, ale już drugim brzegiem rzeki Soły. Pod Żar podjeżdżamy asfaltowym podjazdem, który miał dobre 8km. Nazwa góry jest jak najbardziej trafna, bo żar lał się z nieba, co doprowadziło do zdjęcia koszulek, przy okazji okazalo się, że mam jeszcze jedno jabłko,
które wypadło mi z tylnej kieszeni podczas ściągania koszulki. Chłodzenie stało się wydajniejsze :).

U góry trochę fotek, odpoczynek, a później męczącym terenem na Kocierz. Co prawda w połowie drogi zgubliliśmy nasz pieszy czerwony szlak, ale zorientowaliśmy się dopiero zobaczywszy szlak niebieski.
Z racji, że są to szlaki piesze to i więcej wymagające od rowerzystów. Kamienny zjazd, od którego nadgarstki okropnie bolały, a kamienie wybijały w górę.
Gigantyczny stromy podjazd, który z racji zmęczenia trzeba bylo podejść, zresztą nie tylko jego, bo gdzieniegdzie nie dało się jechać, albo było to naprawdę utrudnione.

Umęczeni docieramy na Kocierz, gdzie robimy chwilę przerwy. Po 4 kilometrowym zjeździe ze średnią ok. 50km/h, bo poniżej 45 km/h prędkość raczej nie schodziła, robimy dłuższy przystanek (10-15min) pod sklepem na zakup przede wszystkim wody.
Następnie do Andrychowa i na Zator, gdzie również dłuższa przerwa na zapiekanke i kebaba. Potem już do domu przez Lipowiec, podjazd pod zamek pokonujemy niestety na nogach :).

To tyle, teraz zdjęcia. Jest ich dzisiaj naprawdę sporo, jednak są mniejsze niż zwykle.

Rynek w Kętach














Nie odpuściłem również okazji aby zrobić sobie zdjęcie na tym fotelu :)






Szyb windy, były dwie, jedna obok drugiej





Wdrapałem się aż na dach, jednak lęk wysokości zrobił swoje i zejście było dla mnie sporym wyzwaniem, tym bardziej, że były to stare boczne schodki bez jakichkolwiek zabezpieczeń w postaci poręczy, a w dół było kilka, albo kilkanaście pięter. Powiem jedynie, że schodziłem co najmniej śmiesznie :)





To chyba sypialnia...


Prysznic






A teraz dwa podobne zdjęcia, lecz pierwsze wykonane kilka lat wcześniej:














Skusi się ktoś na zakup zabytkowej tacki?











Morderczy podjazd, na zdjęciu wydaje się łagodny, jednak jak go zobaczyliśmy to aż na chwilę przystanęliśmy.




A to jakieś jeziorko spotkane pod drodze do Kozubnika


Pozdrawiam bikerów spotkanych na trasie :)


Kategoria 150-200 km, Z kimś


  • DST 188.42km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:58
  • VAVG 21.01km/h
  • Sprzęt Rower 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bielsko - prawie 3000 kolarzy i rowerzystów. No i rekord dzienny...

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · dodano: 27.04.2009 | Komentarze 1

Czasami mogłoby się wydawać, że jestem szalony, bo przecież kto normalny wstaje wczesnym, chłodnym rankiem bo to by iść pojeździć i wrócić wieczorem do domu. Jednak sezon się zaczął, więc to już powoli norma :)

Tak więc pobudka o 4:30, jeszcze poleżałem 10 minut i poszedłem się umyć, ubrać i coś zjeść. Miałem wyjechać o 5:30, jednak z powodu, że jechałem sam i to 30 minut było zapasem na ewentualną gumę czy usterkę pozwoliłem sobie wyjechać coś ok. 5:50.

Do Bielska miałem dotrzeć planowo na 9:00, a może nawet jeszcze wcześniej, jednak to mi się nie udało...

Pierw kieruje się na Podolsze, tam kilka fotek nad Wisłą. Latem rano jest tam fajna mgła w której drugi koniec mostu bardzo ładnie tonie. Niestety dzisiaj był tam tylko piękny wschód słońca.
Dalej to Zator, drogą w stronę Andrychowa, gdzie w połowie odbijam na Gierałtowice, potem okolicznymi wsiami docieram do rozjazdu. Niestety moja prowizoryczna nawigacja, którą zrobiłem z aparatu nie obejmowała go. Niestety wybieram niewłaściwą drogę :(. Ląduje w Polance, z której jak najszybciej próbuje wydostać się w stronę Kęt. W taki oto sposób znajduje się w okolicach Grojca, a stamtąd jadę już główną drogą. Do Kęt zostało mi sporo, a tu cały czas wieje w twarz, średnia w okolicach 20km/h. Na drodze co jakiś czas pojawiają się nowe miejscowości i drogowskaz informujący, że mam kierować się prosto, prosto, prosto, prosto... Droga nie chce się skończyć, a ja nadal się wlekę.
W końcu dotarłem na rondo. Pojechałem na rynek, tam przerwa na zjedzenie bułki którą sobie rano zrobiłem. Zapytałem przechodzącą panią o najkrótszą drogę. Prowadziła ona przez Wilamowice i była ponoć krótsza o jakieś 2 km od normalnie oznakowanej głównej. Wybieram dłuższą, bo jednak nie mam już czasu na błądzenie.

Do Bielska również się droga się dłuży, nawet przez chwilę zastanawiam się czy aby na pewno jadę w dobrym kierunku. Jednak po jakimś czasie w końcu docieram, potem tylko szybko na Plac Ratuszowy, gdzie przyjechałem w samą porę, bo peleton akurat wyruszał :). Uradowany szukam kogoś znajomego. Dopiero na jego początku znalazłem jednego.

Peleton ciągnął się chyba z ok. 3km na dość szerokiej drodze. Na półmetku w końcu udaje mi się dłużej odpocząć po jakichś 100 km jazdy. Nawet wziąłem udział w żółwiej jeździe, no i wygrałem.

Potem jak zwykle na przodzie peletonu udaję się do mety, warto jeździć na początku, bo potem kolejki stają się nadzwyczaj długie.

Na mecie trochę się wyleżałem na ciepłym asfalcie, pochodziłem i po losowaniu udałem się do domu, ale już nie sam. Namówiłem znajomego aby także jechał.

Z Bielska było najciężej. A potem już do Oświęcimia z wiatrem w plecy na spokojnie jechaliśmy ok. 30-35km/h. Przy odpowiedniej prędkości miałem uczucie jakbym jechał w próżni :). W Oświęcimiu dołącza do nas Wojtek i w trójkę jedziemy do domu.

W Libiążu jednak jednym z trąbiących kierowców, który z nerwów załapał się na środkowy palec okazuje się policjant, który trochę dalej zatrzymał się i wyskoczył z samochodu z tekstem "Panowie mają jakiś problem?" :) Pogaworzył i pojechał, a my również :)

Na dobitkę jak zwykle podjazd pod Płaze. Jeszcze trochę pogonił mnie jakiś pies i coś ok. 9 znalazłem się w domu. Tyłek odczułem naprawdę nieźle, będę musiał zmienić siodełko. Łańcuch również już kwalifikuje się do wymiany, bo przejeździłem na nim chyba przeszło 1500 km.

W ten weekend wyjeździłem łącznie ok. 260km. Pobiłem rekord dzienny, który wcześniej wynosił coś 160 km. Teraz jest to prawie 190. Więc wkrótce trzeba zrobić ponad 200. To tyle zanudzania, a teraz kilka fotek :)


Wisła rankiem:


Jak byłem mniejszy to ten most zawsze mnie interesował. Był taki charakterystyczny


Tak też można jeździć :)


W oddali jeszcze setki uczestników w żółtych koszulkach



Kolejka do michy o której wspominałem we wpisie


MiniBiker...

Jeszcze kilka minut temu była cała zapchana ludźmi i jeszcze sporo osób było na zewnątrz

Oświęcim - jakiś opuszczony dom


A tutaj inny również stary, ale używany


To tyle, pozdrawiam :)