Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Matek z miasteczka Chrzanów. Mam przejechane 5366.06 kilometrów w tym 633.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.38 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Matek.bikestats.pl
  • DST 114.78km
  • Teren 35.00km
  • Czas 06:28
  • VAVG 17.75km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Sprzęt Kross level A4
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ojcowski Park Narodowy - Jurajska setka

Wtorek, 30 czerwca 2009 · dodano: 03.07.2009 | Komentarze 2

We wtorek wybraliśmy się do Ojcowskiego Parku Narodowego. Co prawda mieliśmy jechać wokół jeziora Goczałkowickiego i do Pszczyny, jednak posypał nam się trochę skład.
Poza tym dzień wcześniej lekko zalałem optykę apartatu co niestety poskutkowało iż pierwsze zdjęcia są zamglone. Jestem leniem, więc postanowiłem psiknąć płynem do czyszczenia na soczewkę,
niestety jego nadmiar przedarł się do środka zaparowując ją. Lenistwo jest okropne! Na szczęście z czasem mu przeszło... aż mi ulżyło, bo musiałbym go oddać do serwisu, a stamtąd szybko by nie wrócił.

Z domu wyjechaliśmy po 8, początkowo jechało się całkiem nieźle. DO Krzeszowic dojechaliśmy ze średnią ponad 30km/h. Nawet kręta droga w górę koło Czernej aż do Paczółkowic dała się pokonać z niewielkim wysiłkiem.
Za Paczółkowicami postanawiamy zjechać na niebieski szlak, dzięki któremu droga miała być krótsza. Niestety była to tylko kwestia kilometrów, bo chyba jednak szybciej poszłoby normalną drogą naokoło. Zarośnięta droga wśród
podobnie utrzymanych łąk oraz pola. W dodatku jedzie się okropnie, jest duszno i parnie ("Jest porno i duszno" :-)). W końcu decydujemy, że szukamy czerwonego pieszego szlaku przedzierając się przez łąki pod górę. Docieramy w końcu do drogi, którą można normalnie jechać. Jeszcze kawałek i jesteśmy w Pisekowej Skale uprzednio lądując u kogoś na
ogrodzonym ogródku, którego opuszczenie wymagało przeprawy przez zamkniętą bramę.

Odwiedzamy tylko część zewnętrzną z racji, że nie trzeba wtedy kupować biletów. Muzeum jakoś nie szczególnie nas interesuje. Potem jeszcze pod Maczuge Herkulesa i kierunek Ojców.
W drodze zatrzymujemy się przy 2 młynach, jednej kapliczce i kościele na wodzie. W Ojcowie idziemy na pizze. Zakup wody okazuje się całkowicie nieopłacalny, jednak schnąć bez niej tym bardziej. Zdzierstwo!

Po posiłku kierujemy się na zamek, a potem na Złotą Górę, nistety wyjazd nie był tego wart, bo nic tam nie ma. Zjeżdżamy i jedziemy w stronę Bramy Krakowkiej. Tam kilka fotek i raz idąc, raz jadąc docieramy do Jaskini Łokietka, akurat grupa z przedownikiem wchodziła, więc się załapaliśmy od razu po przyjeździe.
Nie musieliśmy czekać, bo wejścia są co godzinę. 30 minut zajeło nam oglądanie, potem znów na powierzchnię, zjazd pod Bramę Krakowską. Przechodząc obok kasy do Jakini Ciemnej wkraczamy na zielony szlak, którym pniemy się do góry by zobaczyć Rękawice, Bramę Krakowską, Dolinę Prądnika oraz źródło Miłości z pozycji nieco wyższej.
Droga jest wręcz okropna, rowery trzeba nosić, bo co kawałek pojawiają się drewniane schody, lecz co jakiś czas pojawia się punkt widokowy, a oczy cieszą się na widoki tak piękne :)

Podróż szlakiem kończymy po znalezieniu się na drodze asfaltowej. Wracamy pod Bramę Krakowską, skąd jedziemy wybrukowaną drogą do góry w stronę Białego Kościoła (miejscowość). Tam już drogą numer 94 zmierzamy do Bębła. Po zlokalizowaniu najbliższego sklepu zmierzamy tam i urządzamy mały przydrożny piknik.

Potem już czerwonym szlakiem rowerowym przez Dolinę Będkowską (chyba się nie pomyliłem?) aż do Kobylan po drodze zerkając na wodospad Szum, który pomimo swych niewielkich gabarytów szumi dość porządnie. Spotkaliśmy również rzekę, która wylała na drogę, więc pojawiła się jedna z rzeczy, którą lubię najbardziej. Woda płyneła drogą przez ok. 200-300 metrów.
Miejscami spokojnie zakrywała piasty, a jadąc nieostrożnie można było utknąć w mule.

Przed doarciem do dróg asfaltowych pojawiło się również mnóstwo błota, lecz mostek z rzeczką koło Kobylan pozwolił opłukać koła przejeżdżając drogą koło niego przez wodę.

Umęczeni i trochę brudni, lecz szczęśliwi wracamy do domów około godziny 19 :)


Teraz zdjęcia, a dla zainteresowanych tutaj relacja z mnóstwem fotek z poprzedniej wyprawy na jurę, ale w nico inne rejony, Rabsztyn, Smoleń, Ogrodzieniec.


Na pierwszych fotkach widać "kontuzje" aparatu o której wspomniałem na początku



















Biesiade zorganizowaliśmy sobie pod czyimś płotem, pan nie miał nic przeciwko widząc dwóch rowerzystów oblegających wejście :)







Kategoria 100-150 km, Z kimś



Komentarze
DARIUSZ79
| 13:07 piątek, 3 lipca 2009 | linkuj Jeszcze rowerem w tamtych rejonach nie byłem:) Zawsze odwiedzam ogrodzieniec i w strone mirowa i olsztyna Pozdr
robin
| 08:12 piątek, 3 lipca 2009 | linkuj Bardzo ładne zdjęcia, szczególnie te ze strumykami - moje ulubione. I ciekawe okolice, ostatnio też byłem tam z kumplem z BS. Pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa sajas
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]