Info
Ten blog rowerowy prowadzi Matek z miasteczka Chrzanów. Mam przejechane 5366.06 kilometrów w tym 633.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.38 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2010, Październik1 - 1
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec7 - 7
- 2010, Czerwiec10 - 5
- 2010, Maj3 - 2
- 2010, Kwiecień5 - 5
- 2010, Marzec3 - 0
- 2010, Luty1 - 1
- 2010, Styczeń2 - 6
- 2009, Grudzień2 - 4
- 2009, Listopad2 - 3
- 2009, Wrzesień8 - 3
- 2009, Sierpień11 - 7
- 2009, Lipiec12 - 18
- 2009, Czerwiec10 - 8
- 2009, Maj16 - 12
- 2009, Kwiecień11 - 20
- 2009, Marzec5 - 7
- 2009, Luty2 - 1
- 2009, Styczeń1 - 0
- DST 150.97km
- Teren 10.00km
- Czas 06:54
- VAVG 21.88km/h
- VMAX 67.00km/h
- Sprzęt Kross level A4
- Aktywność Jazda na rowerze
Opuszczony pensjonat w Kozubniku, Góra Żar, Zapora w Tresnej, Kocierz
Czwartek, 30 lipca 2009 · dodano: 31.07.2009 | Komentarze 8
No wkońcu coś dłużeszego i ciekawego. Dzisiaj jako główny cel wybieramy stare opuszczone miasteczko wczasowe w Kozubniku jak i Górę Żar.
Ruszamy ok. 7:00, jedziemy przez Chrzanów (jako jedni z pierwszych przejeżdżamy przez nowowybudowany wiadukt w Kroczymiechu, który jest jeszcze zamknięty, ale to akurat nie problem :-)), Libiąż i Oświęcim.
W Oświęcimiu zatrzymujemy się w punkcie informacji turystycznej pytając o jakies bezpłatne mapki, przewodniki. Dostajemy po jednej mapce i jakichś ulotkach, był też fajny 'atlas', ale nie miałem go gdzie wziąć ze względu na spory rozmiar.
Teraz już do Kęt zatrzymując się w przydrożnym sklepie. W rynku robimy sobie odpoczynek, a następnie jedziemy do Kozubnika.
"Kurort wypoczynkowy potocznie zwany "Kozubnikiem" sięga swoją historią bodajże nawet lat 50-tych. Wybudowany na potrzeby rządu i spółek pracowniczych, niedostępny dla zwykłych szarych zjadaczy chleba, był miejscem wypoczynku zasłużonych partyjnych organizacji. Wypoczywali tam również jugosłowianie, którzy zajmowali się budową "Kozubnika". Główny hotel a zarazem najwyższy budynek był dostępny jedynie dla wybranych. Mniej zasłużonych oraz delegowanych z mniej ważnych placówek pracowniczych, lokowano w budynkach bardziej campingowych.
Wraz ze zmianą ustroju zmienił się sposób zarządzania hotelami, co niestety doprowadziło do zaniedbania budynków i upadku kompleksu. Po pewnym czasie za późno było już na renowacje, ponieważ byli i tacy, którzy zechcieli "wzbogacić się" na świetnie i bogato jak na tamte czasy wyposażonym kompleksie...
W taki oto sposób miejsce które dla wielu było ucieczką od codzienności, relaksem w najlepszych warunkach oraz wspomnieniem mile spędzonych chwil, przekształciło się w ruderę, szkielet wspaniałości i rozmachu, z którymi kiedyś zostało wzniesione. Wiele osób będących niegdyś gośćmi kurortu nie wie nawet o jego tragicznym losie, a Ci co po wielu latach mają okazję wrócić znów na miejsce dziecinnych wspomnień, nie ukrywają wzruszenia oraz smutku. "
Ruiny robiły wrażenie, puste budynki, powybijane szyby, rozwalone drzwi, znalazłem nawet starą drewnianą tackę, która z pewnością służyła w restaracji. To wszystko stwarzało odpowiedni klimat. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce.
Tutaj krótka historia i kilka informacji o obiekcie
Teraz kierujemy się na Zaporę w Tresnej po drodze zatrzymując się w sklepie. Na zaporze kilka zdjęć i wracamy na Górę Żar, ale już drugim brzegiem rzeki Soły. Pod Żar podjeżdżamy asfaltowym podjazdem, który miał dobre 8km. Nazwa góry jest jak najbardziej trafna, bo żar lał się z nieba, co doprowadziło do zdjęcia koszulek, przy okazji okazalo się, że mam jeszcze jedno jabłko,
które wypadło mi z tylnej kieszeni podczas ściągania koszulki. Chłodzenie stało się wydajniejsze :).
U góry trochę fotek, odpoczynek, a później męczącym terenem na Kocierz. Co prawda w połowie drogi zgubliliśmy nasz pieszy czerwony szlak, ale zorientowaliśmy się dopiero zobaczywszy szlak niebieski.
Z racji, że są to szlaki piesze to i więcej wymagające od rowerzystów. Kamienny zjazd, od którego nadgarstki okropnie bolały, a kamienie wybijały w górę.
Gigantyczny stromy podjazd, który z racji zmęczenia trzeba bylo podejść, zresztą nie tylko jego, bo gdzieniegdzie nie dało się jechać, albo było to naprawdę utrudnione.
Umęczeni docieramy na Kocierz, gdzie robimy chwilę przerwy. Po 4 kilometrowym zjeździe ze średnią ok. 50km/h, bo poniżej 45 km/h prędkość raczej nie schodziła, robimy dłuższy przystanek (10-15min) pod sklepem na zakup przede wszystkim wody.
Następnie do Andrychowa i na Zator, gdzie również dłuższa przerwa na zapiekanke i kebaba. Potem już do domu przez Lipowiec, podjazd pod zamek pokonujemy niestety na nogach :).
To tyle, teraz zdjęcia. Jest ich dzisiaj naprawdę sporo, jednak są mniejsze niż zwykle.
Rynek w Kętach
Nie odpuściłem również okazji aby zrobić sobie zdjęcie na tym fotelu :)
Szyb windy, były dwie, jedna obok drugiej
Wdrapałem się aż na dach, jednak lęk wysokości zrobił swoje i zejście było dla mnie sporym wyzwaniem, tym bardziej, że były to stare boczne schodki bez jakichkolwiek zabezpieczeń w postaci poręczy, a w dół było kilka, albo kilkanaście pięter. Powiem jedynie, że schodziłem co najmniej śmiesznie :)
To chyba sypialnia...
Prysznic
A teraz dwa podobne zdjęcia, lecz pierwsze wykonane kilka lat wcześniej:
Skusi się ktoś na zakup zabytkowej tacki?
Morderczy podjazd, na zdjęciu wydaje się łagodny, jednak jak go zobaczyliśmy to aż na chwilę przystanęliśmy.
A to jakieś jeziorko spotkane pod drodze do Kozubnika
Pozdrawiam bikerów spotkanych na trasie :)
Komentarze
Pytanie - w którym miejscu są te kręcone schody ??